01.03.2014 r w Bielsku Białej odbył się Burn In Snow Heyah 2014! Impreza wzbudziła wielkie zainteresowanie gdy tylko zaczęły się pojawiać wzmianki o niej. Na wydarzeniu na Facebooku zapisało się ponad 10 tys. ludzi. W początkowej wersji miały być zawody snowboardowe i narciarskie, później koncerty Sokoła z Marysią Starostą, A$AP'a Ferg'a i Redmana z Method Man'em. Zima nie dotarła w tym roku do Polski więc zawody odwołano, ale zaplanowane koncerty się odbyły.
Bilety jak na takie wydarzenie były w śmiesznie niskich cenach, bo za 70 PLN.
Przed koncertami jak to zawsze na koncertach hip- hopowych publiczność rozgrzewał DJ. Zajebistym momentem imprezy było uformowanie się dwóch grup b-boyingowych. B-boy i B-girl zaczęli się z sobą pojedynkować, co dało spektakularny efekt.
Jako pierwszy na scenie pojawił się Sztigar Bonko, który próbował rozgrzać publiczność. Słyszałam wiele krytyki co do jego występu, ale osobiście mi się podobało.
Z godzinnym opóźnieniem na scenie pojawił się Sokół z Marysią Starostą. Ogólnie koncert, był dobry, jednak publiczność (przynajmniej ja) nie dostała żadnej energii od wykonawców. Marysia, która ma śliczny głos, cały występ przestała w jednej pozycji. Sokół próbował rozruszać tłum krzycząc co 2 minuty: "Ręce!" (czyt. reeeeeeeeeeeeeeeeeence). Niespodziewanym punktem programu było zaproszenie Chady na scenę (został dostrzeżony przez Sokoła wśród publiczności i poproszony o wejście na scenę), który nie wiedział co ma z sobą zrobić... Plusem była różnorodność muzyczna, zagrali kilka nowych kawałków i kilka z czasów ZIP Składu czy duetu z Ponem.
Następnie sporą dawką energii zaraził wszystkich A$AP'a Ferg'a. Co prawda jego pierwsza stylizacja "na wędkarza" rozbawiła mnie :), ale to nie o stylizację chodzi, a o show. Ja byłam pod dużym wrażeniem, zwłaszcza, że podchodziłam z dystansem do tego koncertu. Zaskoczeniem była dla mnie modlitwa, o którą poprosił raper i którą odmówił ze sceny.
Punkt kulminacyjny wieczoru (długo wyczekiwany przeze mnie) koncert Redmana i Method Man'a. Uwielbiam tych kolesi i sam ich widok sprawił, że uśmiechałam się od ucha do ucha. Jednak show, które dali - nie do opisania. To trzeba było zobaczyć i przeżyć. Jak na "rapowych dziadków" mają w sobie "nadmiar" energii i chęci do występowania. Od początku złapali niesamowity kontakt z publicznością. Method nie miał problemu z podpisywaniem płyt (podczas koncertu) czy zbijaniu piątek z fanami. Osobiście nie byłam na koncercie rodzimego artysty, który by tak zrobił (czasami mają problem, żeby podpisać kilka płyt po koncercie...). Jak powiedział Red "zapłaciliśmy za show i powinniśmy je dostać!" i dostaliśmy! Pięknym gestem było również pocałowanie naszej narodowej flagi. Komicznie wyglądało to jak kilka tysięcy ludzi robiło z rąk kołowrotek, alby Mef obrócił flagę o 180 stopni. :) No i jak się okazało byliśmy najlepszą publicznością!!
Moim zdaniem największym organizacyjnym plusem była możliwość płacenie kuponami, a nie gotówką. Wiem, że dużo osób narzekało, nie wiedziało gdzie mają je wymienić itd. Ale przynajmniej ja nie bałam się, że gdzieś zgubię pieniądze.
Wszystko pięknie ładnie, ale kilka minusów też było. Głównym - organizacja...
- Impreza odbywała się na końcu miasta (dużo osób pierwszy raz w życiu było w Bielsku) i były podstawione autobusy, które dowoziły/odwoziły z imprezy,ale tylko 2. Ścisk był tak niesamowity, że trzeba było uważać żeby nie wypaść przy otwieraniu się drzwi na przystanku.
- 3 krany z piwem na kilka tysięcy ludzi. W Pl (prawie) każdy pije, sorry taki mam klimat. Kolejki były jak za komuny po mięso. Podobno były bary na zewnątrz gdzie nie było kolejek, ale mało kto o nich wiedział...
- Brak kompetentnych osób. Innymi słowy nikt nic nie wiedział. Osoby zatrudnione na tej imprezie powinny poinformować, że są bary na zewnątrz, gdzie jest wyjście itd. Ja spytałam Pani Ochroniarz stojącej przed drzwiami wyjściowymi "Gdzie jest wyjście", a ona po dłuuuuuugim zastanowieniu odpowiedziała mi, że tutaj...
- Publiczność... Wiem, że część osób była tam "z przypadku". Nie wiedzieli dokładnie kto występuje itd. Ale żeby nie ogarnąć W (dla Wu-Tang Clan'u)... I język. Sama nie mówię płynnie po angielsku, ale rozumiałam co do mnie mówią ze sceny (przynajmniej tak myślę :P), a większość ludzi stała i nie wiedziała co ma z sobą zrobić...
Oczywiście - standardowo - wysiadły nam telefony i aparaty, dlatego większość zdjęć, które tu widzicie są autorstwa Grzegorza Czyża. Zachęcamy do odwiedzenia jego profilu na Facebook'u gdzie znajdziecie dużo więcej zdjęć z imprezy:
Grzegorz Czyż Photography